Skąd wzięły się konie w Twoim życiu?
Konie były w mojej rodzinie od zawsze. Dziadek służył w 1 Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego, tata trenował konie wyścigowe na Służewcu. Tata z obawy o mnie przez długi czas nie chciał się zgodzić na dosiadanie przeze mnie koni w swojej stajni, ale w końcu się poddał. Gdy już zaczęłam jeździć, wszystko inne zeszło na dalszy plan – potrafiłam o świcie być w stajni i spędzać tam pół dnia.

Dlaczego założyłaś pensjonat?
Chciałam stworzyć miejsce, w którym konie są dobrze traktowane, czują się szczęśliwe i bezpieczne. W stajni nie ma „wolnych dni” – konie powinny być karmione o stałych porach, stać w czystych boksach i mieć zapewniony ruch . Dobro konia jest dla mnie zawsze na pierwszym miejscu.

Co wyróżnia Twoją stajnię?
Myślę, że ludzie. Wielu pensjonariuszy jest z nami od lat, w stajni panuje miła atmosfera i zawiązało się wiele przyjaźni. Spotykamy się nie tylko przy boksach, ale także na wspólnych przejażdżkach czy organizowanych od czasu do czasu ogniskach. Niezwykle ważnym ogniwem są pracownicy , którzy swoją fachowością i oddaniem tworzą podstawowy filar dobrze funkcjonującego pensjonatu.

Jakie konie gościły u Ciebie?
Bardzo różne — zarówno pod względem rasy, jak i użytkowania. Były wśród nich, między innymi, konie arabskie, andaluzy i fryzy. Odpoczywały tu po sezonie konie wyścigowe, a do zawodów przygotowywały się i nadal przygotowują konie sportowe. Największą stawkę stanowią konie rekreacyjne. Każdy z moich pensjonariuszy jest inny i każdy wnosi coś wyjątkowego, ale wszystkie traktuję tak samo — z szacunkiem i troską.

Czego mogą spodziewać się właściciele?
Mogą być pewni, że ich koń będzie pod dobrą opieką — bezpieczny, odpowiednio odżywiony i zadbany.

Zapraszamy do obejrzenia felietonu